Uwolnienie cen energii do dyskusji
Rafał Gawin, prezes Urzędu Regulacji Energetyki w rozmowie z red. Barbarą Oksińską, Rzeczpospolita, 17.12.2020 r.
Od Nowego Roku rachunki gospodarstw domowych za prąd wzrosną w wynik m.in. wzrostu ceny samej energii elektrycznej. W sierpniu sugerował pan, że nie należy spodziewać się podwyżek. Skąd ta zmiana podejścia?
Rzeczywiście, jeszcze w połowie tego roku, gdy ceny energii na giełdzie spadały w wyniku pandemii, wydawało się, że ta sytuacja utrzyma się do końca roku. Później jednak mieliśmy odbicie i ostatecznie ceny energii kupowanej przez sprzedawców okazały się nieco wyższe niż przed rokiem. Do tego doszedł jeszcze wzrost kosztów zakupu świadectw pochodzenia energii zielonej oraz efektywności energetycznej. Stąd też nieznaczna podwyżka taryfy na sprzedaż energii dla trzech sprzedawców o około 3,5 proc., co dla przeciętnego gospodarstwa domowego oznacza ok. 1,5 zł miesięcznie. Kolejny element to wzrost wysokości opłaty OZE, choć też nie jest to duże obciążenie. Niewątpliwie największym motorem wzrostu całego rachunku jest nowa opłata mocowa, która dla przeciętnego gospodarstwa wyniesie 7,5 zł miesięcznie. Sumarycznie więc rachunki od stycznia wzrosną średnio o 11 zł netto, czyli o około 12 proc.
A przecież nie znamy jeszcze nowych stawek opłat za dystrybucję energii. Czy ta część naszych rachunków też wzrośnie?
Postępowania w tej sprawie dopiero się rozpoczynają. Operatorzy sieci dystrybucyjnych, aby oszacować stawki na przyszły rok, muszą najpierw znać wysokość taryfy przesyłowej. A ten proces jeszcze trwa, ponieważ musimy uwzględnić zmianę przepisów związaną z nowymi regulacjami unijnymi i uruchomieniem pomocy publicznej jaką jest rynek mocy. Na tym etapie nie mogę więc odpowiedzieć, czy taryfa dystrybucyjna będzie niższa czy wyższa niż przed rokiem. Chociaż z bardzo wstępnych analiz wynika, że nie będzie zasadniczych zmian. Na konkrety musimy poczekać.
Opłata mocowa, która ma wesprzeć głównie elektrownie węglowe, zostanie doliczona do rachunków za prąd od stycznia 2021 r. Czy pana zdaniem, biorąc pod uwagę pandemię, warto byłoby przesunąć ten termin na później?
Tutaj mam ograniczone możliwości. Mówiąc o postępowaniach w sprawie cen energii, niezmiennie powtarzam, że roli regulatora nie można ograniczać do zadań notariusza. Naszym zadaniem nie jest bowiem potwierdzanie faktur przedstawionych przez sprzedawców, ale szczegółowa analiza wskazanych przez firmę koszty. Inaczej jest w przypadku opłaty mocowej, gdzie URE faktycznie jest tylko notariuszem. Mamy wzór wyliczania tej opłaty i na tej podstawie obliczamy jej wysokość. Na tym moja rola się kończy. Kwestia daty wejścia w życie poboru opłaty wynika z przepisów prawa, więc w pewnym sensie jest to decyzja polityczna. Już raz przesunięto ten termin, bo przecież pierwotnie oplata mocowa miała być pobierana od października tego roku. Od stycznia zarządca rozliczeń będzie musiał wypłacać dostawcom mocy, czyli przede wszystkim elektrowniom, pieniądze za gotowość do dostarczania energii do systemu. Jeśli ponownie odroczylibyśmy pobór opłaty, która finansuje ten mechanizm, to pojawi się problem – skąd wziąć pieniądze na wypłaty dla elektrowni. Taki ruch wymagałby więc systemowych zmian.
A co z cenami ciepła?
Podwyżki taryf na sprzedaż ciepła już obserwujemy. Jest to efekt przede wszystkich rosnących kosztów emisji CO2. Model regulacji cen ciepła jest dwojaki. Jeśli chodzi o małe ciepłownie, to postępowania są prowadzone na bieżąco i wzrost taryf obserwowaliśmy już w 2019 r. Tych małych firm ciepłowniczych w Polsce ilościowo jest najwięcej, ale biorąc pod uwagę ile ciepła dostarczają mieszkańcom to w skali kraju jest to niewielki odsetek. Natomiast w przypadku ciepła wytwarzanego z dużych źródeł kogeneracyjnych, a więc łącznie z energią elektryczną, mamy do czynienia z innym modelem taryfowania i niektóre koszty znajdują swoje odzwierciedlenie w taryfach dopiero z rocznym opóźnieniem. Dlatego podwyżki obserwujemy właśnie teraz. Dotyczy to przede wszystkim większych przedsiębiorstw w dużych aglomeracji miejskich. W kolejnych miesiącach nie widać przesłanek do gwałtownej zmiany kosztów funkcjonowania firm ciepłowniczych, tak więc i taryfy nie powinny już ulegać gwałtownym zmianom.
Czy pana zdaniem jako kraj jesteśmy gotowi na uwolnienie cen energii dla gospodarstw domowych, co wiązałoby się ze zniesieniem obowiązku zatwierdzania taryf przez prezesa URE?
Już teraz firmy energetyczne mają dużą swobodę funkcjonowania na rynku – poza tym, że mają taryfy zatwierdzane przez prezesa URE, mogą też wejść na rynek z własną ofertą rynkową. I tak się dzieje. Przedsiębiorstwa przedstawiają różne oferty swoim klientom. Propozycje alternatywne do tych podstawowych, tj. taryfowanych, często nie dotyczą wyłącznie sprzedaży samej energii elektrycznej. Obecnie z takich rynkowych ofert korzysta już około 40 proc. odbiorców energii. Moim zdaniem potencjał jest jeszcze większy, ale wymagałby on większej aktywności sprzedawców i być może większej świadomości odbiorców końcowych. Zatem zamiast uwalniać ceny energii, skupiłbym się na wykorzystaniu tych możliwości, które nie są jeszcze w pełni wykorzystane. Dlatego zachęcam sprzedawców do aktywności. Ale też nic nie stoi na przeszkodzie, by ceny całkowicie uwolnić. Obecnie regulator zatwierdza taryfy tylko dla gospodarstw domowych, a to 20 proc. odbiorców. Reszta rynku jest już uwolniona. Jeśli pojawi się pomysł, by uchwalić takie przepisy, to jestem gotowy do dyskusji o tym, co zrobić, by przygotować na to odbiorców energii i wytłumaczyć im konsekwencje takiej zmiany. Warto przy tym spojrzeć na inne rynku i ich doświadczenia z uwalnianiem cen.
Nie obawia się pan, że takie uwolnienie cen skończyłoby się kosmicznymi podwyżkami? Chociażby teraz sprzedawcy wnioskowali przecież o wzrost cen o kilkanaście procent, przed rokiem – nawet o 40 proc. To pan trzyma koncerny w ryzach.
Jest to jedno z zagrożeń. Jeśli firma proponuje uwolnienie cen tylko dlatego, że chce mieć swobodę w ustalaniu podwyżek, to ja jestem temu przeciwny. Uwolnienie cen powinno skutkować wieloma innymi pozytywnymi efektami, takimi jak rozwój konkurencji, pojawienie się nowych sprzedawców, zróżnicowanie ofert. I oczywiście kluczowa jest wówczas ochrona odbiorcy wrażliwego.
Czy teraz, w trudnych czasach pandemii, ci najbiedniejsi odbiorcy są dobrze chronieni? Czy powinny pojawić się nowe mechanizmy wsparcia?
Warto się nad tym zastanowić. Dziś funkcjonuje dodatek energetyczny, który otrzymują osoby potrzebujące na opłacenie rachunków za prąd. Mamy też wiele innych systemów pomocowych, które też mogą finansować potrzeby energetyczne, np. program 500+. Jeśli spojrzymy na dyrektywę unijną, która nakazuje państwom członkowskim, by docelowo uwolnili rynki energii, to tam pojawia się też obowiązek ochrony odbiorców najbardziej potrzebujących. Więc z pewnością będzie to temat bardzo ważny, trzeba będzie wypracować definicję odbiorcy wrażliwego i zastanowić się jak go skutecznie chronić przed wzrostem cen energii.