Monopol państwa w energetyce
Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki w rozmowie z red. Anetą Wieczerzak-Krusińską. Rzeczpospolita, 12.04.2017 r.
Aneta Wieczerzak-Krusińska: URE zgłosiło szereg poprawek do projektu ustawy o rynku mocy. Główna obawa dotyczyła możliwości wspierania nieefektywnych kosztowo elektrowni. Jak powinien ewoluować model wsparcia tworzony dla energetyki konwencjonalnej?
Maciej Bando: Ostatnio pojawiła się kolejna wersja projektu, która wymaga dalszej pracy. Moim zdaniem regulator powinien być znacznie bardziej zaangażowany w procedurę tworzenia rynku mocy. I URE jest gotowe wziąć na siebie więcej obowiązków. Tylko wtedy odbiorcy, a więc wszyscy ponoszący koszty wsparcia sektora, będą w stanie uwierzyć, że nie jest to układ między przedsiębiorstwami a ich właścicielem.
Będą mieli pewność, że ktoś czuwa nad ich rachunkami.
Ale ostatecznie i tak sprowadza się to do dosypania pieniędzy do energetyki, która dziś wspiera nierentowne przedsięwzięcia.
Jeśli miałoby to być proste dosypanie pieniędzy sektorowi, to pieniądze powinny iść do spółek już dziś, a nie za 5 lat. Mnie jako Prezesowi URE zależy na tym, by proces rozdziału środków w przyszłości był bardziej wyważony. Bo rolą regulatora jest godzenie interesów.
Ta rola nie zmieniła się od 20 lat istnienia URE. O ile jednak jeszcze kilka lat temu istniała potrzeba równoważenia interesów przedsiębiorstw energetycznych (państwowych i prywatnych) i odbiorców, o tyle dziś - kiedy niemal cały sektor elektroenergetyczny jest pod kontrolą rządu - to mamy do czynienia z równoważeniem interesów spółek, ich właściciela i konsumentów. To wyzwanie i sprawdzian niezależności dla URE.
Regulator będzie wiarygodny tylko wtedy, gdy będzie prezentował wyważone wobec wszystkich stanowisko.
Czy skupiona w rękach Skarbu państwa energetyka może być konkurencyjna?
Z punktu widzenia konkurencji, to nie jest zdrowa sytuacja. Z punktu widzenia zarządzania przez państwowego właściciela, to sytuacja idealna.
Dla odbiorców jest to niebezpieczne, bo tworzy się monopol. Efektem może być dyktowanie warunków sprzedaży m.in. cen energii, poziomu opłat dystrybucyjnych, opłaty przejściowej czy opłaty OZE, ale też kolejnych składek, które mogą się pojawiać np. na rozwój elektromobilności.
Oligopol państwowy powstał też w górnictwie, więc składowa ceny energii, czyli węgiel też jest pod kontrolą...
Cenę węgla jako paliwa i związane z tym koszty dla przedsiębiorstw obrotu, budując ceny energii Urząd bierze pod uwagę przy zatwierdzaniu taryfy. Jednak zdecydowanie większy wpływ ma cena węgla na ciepłownictwo niż na producentów energii elektrycznej.
Ważniejszy jest wyznacznik rynkowy, czyli cena energii w hurcie i to notowana na zasadach konkurencyjnego rynku
Prezes URE ma jeszcze odniesienie do ceny rynkowej po tak drastycznym spadku obrotów na TGE?
Jeszcze tak. Ale przy dalszych spadkach nie będzie takiego odniesienia. Dlatego jestem zwolennikiem podwyższenia obowiązku sprzedaży przez giełdę. Z naszych analiz wynika, że obligo na energię powinno wynosić 30 proc. Takie rozwiązania administracyjno-prawne są potrzebne dla zwiększenia transparentności rynku. Zwłaszcza, że budowanie koncernów paliwowo-energetycznych mogłoby zakłócić normalny proces kształtowania się ceny.
Największe koncerny nie będą zadowolone. Dziś wszyscy, włącznie z PGE mogą sprzedawać większość prądu w umowach dwustronnych, gdzie marża jest wyższa.
Poniekąd rolą regulatora jest 'unieszczęśliwiać wszystkich'. Bo jak wszyscy są zadowoleni, to znaczy, że URE źle pracuje. (śmiech) Konieczna jest jednak większa transparentność rynku i zwrócenie uwagi także na interes konsumentów. Należy pamiętać, że w koncernach paliwowo-energetycznych jest też dystrybucja. Ten segment – mimo prowadzonych modernizacji sieci - wciąż jest dostawcą stabilnych przychodów, a marże są rzędu kilkunastu i ponad 20 proc.
Państwo nie oczekuje dziś chyba od URE owego równoważenia interesów...
W raporcie NIK dedykowanemu szarej strefie nawet zdefiniowano tę nową rolę regulatora. W ocenie Izby URE powinno być w większym stopniu organem państwa, a nie sędzią godzącym interesy uczestników rynku. Nasza rola - jako organu państwa - z pewnością ulegnie wzmocnieniu np. w takich aspektach jak kontrolowanie różnych obszarów rynku energetyczno-paliwowego. Nie można jednak zapominać, że nadal najważniejszą powinnością URE jest regulacja.
Z wypowiedzi przedstawicieli rządu i spółek paliwowych można wnioskować, że pakiety - paliwowy, energetyczny i transportowy, które miały wyeliminować szarą strefę, spełniły swoją rolę. Ale mimo zwiększenia sprzedaży paliw, wpływ z podatków jest skromny.
Duzi sprzedawcy rzeczywiście zgłaszali zwiększenie sprzedaży. Ale za wcześnie, aby odtrąbić sukces. Trzeba poczekać przynajmniej do końca roku, by wyciągnąć obiektywne wnioski. Wtedy zobaczymy, ile paliwożernych samochodów przybyło i odpowiada za ten wzrost, a za jaką jego część odpowiada uszczelnianie rynku.
Normalnym zjawiskiem przy pojawieniu się jakiejś regulacji jest to, że spółki niezamierzające stosować się do niej, na chwilę wstrzymują nielegalny proceder.
Rola URE w procesie minimalizowania zjawiska szarej strefy na rynku paliw nie jest pierwszorzędna. Sprowadza się do koncesjonowania przedsiębiorstw, a unikanie podatków zdarza się też i wśród takich firm. Dlatego główny ciężar spoczywa na izbach skarbowych, służbach celnych czy policji.
Jesienią rynek gazu zostanie uwolniony dla firm. Część ekspertów mówi, że to zbyt późno.
Po ostatnim procesie zatwierdzania taryfy dla PNGIG Obrót Detaliczny, które dostarcza paliwo do kuchenek czy pieców do grzania wody większości z nas, zmieniłem podejście do tego tematu. Bo chociaż spółka sama deklarowała wprowadzenie niższych cen gazu, to - wykorzystując możliwości przysługujące jej z tytułu prawa - odwlekała maksymalnie moment obniżki.
To pokazuje, że przedsiębiorstwo nie myśli o odbiorcy, tylko o wyniku. Nie potrafi też odczytać trendów, które konsument i regulator chcieliby widzieć. Dlatego dochodzę do wniosku, że spółka nie dojrzała do uwolnienia rynku dla gospodarstw domowych. Kiedy to nastąpi, możemy obserwować duże i nieuzasadnione skoki cen.
Spółka nie dojrzała, ale może rynek tak...
Rynek to praktycznie ta jednak spółka. Jest to kolejny mankament budowania coraz silniejszych monopoli zamiast dbania o zrównoważony rozwój rynku, także mniejszych firm, które chcą na niego wejść.
Co ciekawe „duży" PGNIG dość elastycznie dostosowuje się do sytuacji rynkowej. To dlatego, że sprzedaje gaz największym odbiorcom, którzy wiedzą jak negocjować i mogą zagrozić przejściem do innego dostawcy lub same kupować paliwo.
Rynek energii uwolnienie dla biznesu ma dawno za sobą. Czy podejście URE do zniesienia taryf dla gospodarstw domowych zmieniło się?
Cena regulowana powinna funkcjonować jako prawo pozostania przy taryfie pilnowanej przez URE. Ona byłaby dla tych, którzy chcą być uwolnieni od konieczności przebierania w ofertach - nie zawsze uczciwych sprzedawców.
Podobnie jest w służbie zdrowia. Jeśli konsument chce wybrać państwowe usługi, to ma do nich dostęp. Kwestią wyboru jest to, czy zechce zapłacić za prywatne. Jednak czasami nie ma wyboru, bo czynniki czasu odgrywają tu istotną rolę.
Przez taryfy nie ma dobrych ofert dla klientów indywidualnych. Dynamika zmian sprzedawcy prądu drastycznie spada. Czy to nie niepokoi URE?
Różnica cen w ofertach jest praktycznie niedostrzegalna. W skali roku mówimy o równowartości jednego obiadu dla 3-osobowej rodziny w średniej klasy restauracji. To nie zachęca do zmiany sprzedawcy prądu. Zwłaszcza, że rynek jest „psuty" przez nieuczciwych sprzedawców. Teraz trzeba przywrócić wiarę, że zostali oni wyeliminowani i na ten obiad da się zaoszczędzić.
Długotrwały proces zmiany sprzedawcy może każdego zniechęcić. Budowa przez dystrybutorów wspólnego systemu wymiany danych o rynku detalicznym (CSWI) miał zlikwidować problem, ale ministerstwo energii zablokowało projekt .
Mam nadzieję, że w tej kwestii nastąpił przełom. Dostałem zapewnienie od ministra Andrzeja Piotrowskiego, że system powstanie. Bo dzięki niemu będziemy mieć też kontrolę nad podmiotami z obszaru obrotu energią elektryczną. Jest to więc narzędzie służące budowaniu tego rynku. Szkoda tylko, że straciliśmy rok. System powstanie najwcześniej pod koniec 2018 r., a nie jak planowaliśmy - w połowie 2017 r.
Mimo wszystko płatność za energię i tak będzie coraz mniejszą częścią naszych rachunków. Reszta to stałe opłaty, których będzie przybywać. Niektórzy chcieliby wprowadzenia abonamentu na całość.
W perspektywie przyszłych lat takie rozwiązanie rzeczywiście jest możliwe, ale nie dla wszystkich. Jedna wspólna opłata jest opcją dla gospodarstw domowych, dla których energia powinna być dobrem ogólnodostępnym. Nie byłoby zresztą problemów z wyliczeniem wielkości takiego abonamentu, bo znana jest średnia wielkość zużycia przeciętnej rodziny. Z kolei odbiorcy przemysłowi czy sektor usług powinni płacić rachunki uzależnione od wielkości zużycia. Bo dla nich energia jest normalnym towarem, który kupią na wolnym rynku.
Czy w takim abonamencie nie łatwiej ukryć kolejną stałą opłatę?
To pytanie sprowadza się do tego, czy politycy będą chcieli, by dzisiaj i w przyszłości istniał podmiot, który może czasami, w oparciu o posiadane kompetencje, ingerować w zbyt bezpośrednie działania. Tym bardziej gdy wykraczają one poza tę delikatną równowagę pomiędzy konsumentami, odbiorcami a koncernami i ich właścicielami. Ja nie znam na nie odpowiedzi. Ale dopóki będzie działał niezależny politycznie regulator, to powinni liczyć się z opinią Urzędu.