Coraz dalej od rynku
Wywiad z Leszkiem Juchniewiczem, prezesem Urzędu Regulacji Energetyki.
"Rzeczpospolita", czerwiec 2005
- Co zmieniło się w polskiej elektroenergetyce od momentu przystąpienia do Unii Europejskiej?
- Samo przystąpienie do Unii Europejskiej nie wymagało szczególnej mobilizacji, ponieważ proces dostosowawczy trwał wiele lat. Praktycznie od połowy lat dziewięćdziesiątych przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia, adaptując rozwiązania i systemy prawne. Istniała więc zbieżność między naszymi dokumentami dotyczącymi rynku energetycznego, a unijnymi. Mam tu na myśli zarówno założenia polityki energetycznej Polski, jak też Prawo energetyczne z 1997 r. Zwłaszcza nowe prawo było przełomowym dokumentem, który przybliżał naszą energetykę do wymagań światowych.
Mimo to nie mam wielu powodów do optymizmu. Rynek, który miał być jednolitym, unijnym jest faktycznie rynkiem krajowym. Wciąż dalecy jesteśmy od mechanizmów rynkowych. Nie poczyniliśmy w tej dziedzinie znaczących postępów, a nawet spowolniliśmy tempo przemian. Na początku lat dziewięćdziesiątych następowały one szybko, po czym pod koniec dekady zostały wyhamowane.
- Jakie były przyczyny spowolnienia procesu przemian w sektorze energetycznym?
- Chodzi tu przede wszystkim o ochronę istniejącego stanu rzeczy, stąd właśnie bierze się mój sceptycyzm w ocenie tego procesu. Sprawcą zahamowania reform jest sam sektor energetyczny, który robi wszystko, aby nie poddać się urynkowieniu i prywatyzacji. Jako argumenty przeciw wygłasza nośne społecznie hasła. Mówi się o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju, ale nie poprzez włączenie w europejskie system elektroenergetyczny, tylko rozbudowywanie własnych źródeł energii. Czy to jest do końca słuszne? Uważam, że nie. Weźmy przykład: chętnie jeździmy zagranicznymi samochodami, ale czy mówi się w tym wypadku o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa motoryzacyjnego Polski? W przypadku energii zmusza się nas do korzystania z własnego prądu, nawet jeśli jest on droższy. To droga do nikąd. Trzeba spojrzeć na całą gospodarkę unijną i kupować tam gdzie jest taniej, kierując się interesami konsumentów.
Zamiast myślenia w kategoriach rynkowych mamy próbę okopania się i trwania na pozycjach gwarantujących bezpieczeństwo energetykom, znakomitym przykładem tego są kontrakty długoterminowe. Dzisiaj, gdy chcemy je rozwiązać, to i tak muszą za to zapłacić użytkownicy energii. A chodzi tu o niebagatelną sumę 20 mld zł. Ale to nie wszystko, musimy sprostać dyrektywom unijnym o emisji zanieczyszczeń. Dla energetyków oznacza to tylko jedno: musimy inwestować. Czyli, aby dostosować się do wymagań ekologicznych, trzeba wydać kolejne 40 mld zł. Koszty tych inwestycji pokrywa konsument. Jeśli zestawimy te nakłady z trzymilionowym bezrobociem i ogromną sferą ubóstwa w Polsce, to ta konfrontacja musi przerażać.
- Spoglądając na mapę energetyczną środkowej Europy łatwo dostrzeżemy, że otaczają nas koncerny o dużym potencjale, znacznie większym niż polskie spółki. Łączenie się firm wzmacnia potencjał krajowych przedsiębiorstw, dając im szanse na inwestycje i konkurowanie na rynku.
- Polska jest biednym krajem, dlatego polskie firmy też są słabe. Struktury zachodnioeuropejskich koncernów rodziły się latami, jest to poniekąd prawidłowość rozwoju monopoli naturalnych. Czy jednak musimy za wszelka cenę konkurować? Otóż w UE obowiązuje podstawowa zasada swobody przepływu kapitału. Jeśli przedsiębiorstwo stać to inwestuje, wykupuje inne przedsiębiorstwa. W Polsce natomiast pojawiają się żądania: dajcie nam pieniądze na inwestycje. Może łatwiej kupić energię gdzie indziej, niż budować nowe bloki energetyczne. Weźmy przykład: budowa Elektrowni Bełchatów II ma kosztować około miliarda euro, nowa firma da pracę 200 osobom. Te stanowiska pracy są kosztowne, więc może racjonalniej byłoby kupić tę energię? Nowoczesna Energetyka nie rozwiąże problemów bezrobocia.
Oczywiście, istnieje dylemat do rozstrzygnięcia: na ile rozbudowywać własny potencjał produkcyjny, a na ile korzystać z podziału pracy. Z punktu widzenia konsumentów istnieje alternatywa dla drogich inwestycji. Jednak energetycy zapominają, że rynek energetyczny ma służyć odbiorcy, a nie wytwórcy.
- Niektóre prognozy rynkowe przewidują wzrost zużycia energii, do tego stopnia, że może jej zabraknąć. Czy wobec tego należy rozbudowywać nowe moce? Czy pana zdaniem słuszna jest idea budowy elektrowni jądrowej?
- Na razie jest to tylko hasło o rozpoczęciu dyskusji na temat energetyki jądrowej w Polsce. Idea ta opiera się na dwóch przesłankach. Po pierwsze: na prognozach, które mówią o wzroście zapotrzebowania na energię, przy założeniu, że moce które mamy obecnie nie wystarczą. Po drugie: na konieczności budowania energetyki przyjaznej środowisku, czyli gazowej lub jądrowej. Wzrost zapotrzebowania na energię jest tylko jednym z możliwych scenariuszy.
Pomysł budowy elektrowni jądrowej napotyka na znaczny opór opinii społecznej. Tymczasem jesteśmy przecież otoczeni wianuszkiem elektrowni atomowych. Uważam, ze trzeba podjąć dyskusję o energetyce jądrowej, ponieważ ludzkość nie dysponuje lepszymi i tańszymi źródłami energii.
Jeśli chodzi o ów wzrost zapotrzebowania na energię, to u nas spożycie jest średnio 2,5 razy mniejsze niż w UE. Nie znaczy to jednak, że podążymy ścieżką starej Unii. Będą bowiem wprowadzane energooszczędne urządzenia i techniki wytwarzania. Gdyby jednak nastąpił wzrost zapotrzebowania na energię to dysponujemy znaczną rezerwą mocy zainstalowanych. Popyt na energię w ostatnich latach jest bardzo stabilny, mocy ciągle wystarcza, nie ma powodu by wpadać w panikę.
Nie możemy być krajem autarkicznym, powinniśmy otworzyć się na jednolity rynek energii. W warunkach wspólnego rynku zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego jest iluzoryczne. Należy spokojnie podchodzić do tego problemu, rozwijać alternatywne źródła energii, związać się bardziej z całym systemem elektroenergetyki europejskiej. Każdy z krajów Wspólnoty ma nadmiar mocy zainstalowanej. Często lepiej jest skorzystać z cudzych mocy, niż budować własne.
Moim zdaniem, należałoby poważnie zastanowić się nad budowaniem energetyki mniej scentralizowanej. Małe źródła wytwarzania energii są jakąś alternatywą dla koncepcji “wielkomocarstwowych”. Scentralizowany system energetyczny jest dość dobrym rozwiązaniem, ale nie znaczy to, że powinniśmy go rozbudowywać za wszelką cenę. Miejmy na uwadze różne formy zaspokajania naszych potrzeb energetycznych.
- Zahamowanie restrukturyzacji i prywatyzacji energetyki oraz konsolidacja przedsiębiorstw nie sprzyjają zapewne tworzeniu rynku energii?
- Niestety nie. Chociaż uległo to pewnemu zracjonalizowaniu. Powstał dokument rządowy dotyczący aktualizacji realizacji polityki właścicielskiej Ministra Skarbu Państwa w odniesieniu do sektora elektroenergetycznego. Jest to istotny dokument ponieważ wprowadzono tam szereg warunków konsolidacji pionowej, m.in. uzależnienie udzielenia zgody od tempa wyodrębnienia operatorów systemów dystrybucyjnych. Konsolidacja ma mieć tym samym wyłącznie charakter integracji kapitałowej, a nie majątkowej.